Bez celów na rok 2024

Bez celów na rok 2024

4 stycznia 2024
4
stycznia 2024

U mnie nie będzie podsumowania minionego roku, choć nie ukrywam, że zaliczał się do tych szczególnie udanych, co bardzo doceniam. Będzie o czymś innym - o planach i celach na ten kolejny. Nie wiem jak u Was, ale ja nie postawiłem sobie żadnych celów na najbliższy rok. W ostatnich dwóch latach też tego nie zrobiłem i może dlatego oceniam je jako udane i, jak już wspomniałem - doceniam. Mam może kilka postanowień, ale to zupełnie co innego niż cele. Nie są mierzalne w znaczeniu wyników - żadnych KPI, czy coś w tym stylu, i przede wszystkim nie są określone w czasie. (Oczywiście mam na myśli obszar prywatny, bo cele reprezentowanych przeze mnie organizacji, to zupełnie inna sprawa - tam w grę wchodzi długoterminowa strategia i wpływ na życie innych osób).

Skąd taka zmiana i to jeszcze u osoby z umysłem analitycznym? Odpowiedź jest wyjątkowo prosta. Jakieś mniej więcej 5 lat temu, wraz z narodzinami mojej córeczki - Aurelii, urodziło (a raczej odrodziło) się jeszcze jedno dziecko - to we mnie, sprzed dawnych lat. I tak samo z roku na rok dorasta i na nowo poznaje świat - z tą różnicą, że ma już bogate doświadczenie, wiedzę i przede wszystkim wyposażone zostało w sporo narzędzi ułatwiających funkcjonowanie w obecnym świecie. Przyjąłem wtedy (o, to jest właśnie postanowienie), że ja będę życiowym przewodnikiem dla Aurelki, zaś ona będzie moim nauczycielem w sprawach beztroskiego cieszenia się z życia - sprawiedliwa wymiana, prawda?

I tak oto bacznie obserwuję swoją Córeczkę i staram się wdrażać w życie jej podejście: cieszenie się z drobnych rzeczy i sukcesów, docenianie samego siebie (o czym pisałem w poście Potraficie się nagradzać?), czy życie "tu i teraz", gdzie doznania i emocje mają większe znaczenie niż materialne przedmioty. W tym wszystkim musi być też przede wszystkim czas na zabawę i najważniejsze - świadomość otaczania się ludźmi, w grupie których zapewnione mam poczucie bezpieczeństwa i spokój.

I o ten spokój najbardziej się w tym wszystkim rozchodzi. Zakładanie sobie celów (piszę na bazie własnych obserwacji i  doświadczenia) potrafi go mocno zaburzyć. Ustawiając konkretne cele programujemy siebie na ich wykonanie i zaczynamy układać pod nie swoje życie i plany. Jak zostaną zrealizowane to super - czujemy satysfakcję itd. itp. A jak nie? No właśnie - reakcja może być zupełnie odwrotna. Poza tym cele mocno potrafią ograniczyć nasz "spontan", bo przecież odchył od ustalonej ścieżki może wpłynąć na ich realizację - rezygnujemy wówczas z możliwości, które mogą mieć miejsce tylko "tu i teraz" na rzecz realizacji postawionego wcześniej celu.

I powstaje nam tutaj dość interesująca sytuacja, bo okazuje się nagle, że sami sobie ten spokój mącimy. Sami narzucamy sobie coś, z czego później ponownie sami się rozliczamy i oceniamy to w kategoriach sukcesów lub porażek. Dopóki są sukcesy to super, ale jak coś nie wyjdzie, to już nie do końca okej (a nie zawsze wszystko wychodzi wbrew temu co widzimy w nurcie ludzi sukcesu w mediach społecznościowych). Wyłączyłem zatem ten czynnik (tj. określania konkretnych celów noworocznych) w swoim prywatnym życiu i jest super. Przyjąłem zasadę, że lepiej baczniej obserwować to, co się dzieje "tu i teraz" i po prostu wykorzystywać nadarzające się sytuacje, które sprawiają, że jestem szczęśliwy.

W tym podejściu osiąga się zdecydowanie więcej "sukcesów", bo po prostu doceniam konkretne chwile. Umysł zaś jest bardziej otwarty, dzięki czemu dostrzega znacznie więcej w swoim otoczeniu, co mógłby pominąć, gdyby był skupiony jedynie na konkretnie obranym kierunku. Szkoda tylko, że tak późno odnalazłem te zależności…

Inne wpisy
14 dni w Meksyku – cz.1
25
marca 2015
14 dni w Meksyku – cz.1
Pozdrowienia z Meksyku
10
marca 2015
Pozdrowienia z Meksyku