"Jeden strzał" - o (nie)jeden za dużo

13 stycznia 2024
13
stycznia 2024

Ostatnio zdecydowanie trafiam na więcej filmów z kategorii słabe filmy niż te, które bym polecił. Tak jest i tym razem. Chodzi o film "Jeden strzał", który właściwie całościowo jest zły. A skoro tak, to będzie spoilerowanie. ;)

Akcja dzieje się w Polsce, w ostatnim z nielegalnych (chyba) więzień CIA w Mirosławcu, w których przetrzymuje i przesłuchuje się więźniów o charakterze terrorystycznym. Film rozpoczyna się w śmigłowcu, w którym leci drużyna wojskowych wraz z  pasażerem w postaci analityczki CIA, a ich misją jest przetransportowanie do USA najgroźniejszego (według wszystkich analiz) więźnia, który teraz tam przebywa. Rzecz w tym, że sam więzień nie ma o tym zielonego pojęcia. W sensie o tym, że uznany jest za najbardziej niebezpiecznego.

No więc tak sobie lecą i gadają o chęci spędzenia czasu z rodzinami, po czym lądują na terenie bazy, aby załatwić swoje sprawy i wrócić do domu na grilla i herbatkę. Ale tutaj mamy pierwszy "przewrotny" moment akcji (i pierwsze "tąpnięcie" na scenariuszu), bo po pierwsze miał przylecieć ktoś inny, a nie jakaś analityczka, a po drugie nic nie wiedzą o wydaniu i transporcie więźnia (przypominam, że uznanego, za najbardziej niebezpiecznego). No więc zaczyna się wyjaśnianie, że zmiana w ostatniej chwili, a sprawa jest na tyle super hiper ekstra tajna, że nikt poza tą analityczką o niej nie wie (włącznie z szefem CIA całej wspominanej bazy, w której wylądowali. Taa…).

Zaczyna się więc wyjaśnianie, czy ta cała procedura ma sens (bo szef bazy nie chce oddać więźnia i sam z chęcią wydobędzie z niego wszystkie kluczowe informacje, jeśli tylko mu powiedzą, o co chodzi) i załatwianie właściwych dokumentów. Równolegle, kiedy szef ogarnia tematy formalne, analityczka z naszym głównym marines ją eskortującym (władowali tutaj Scotta Adkinsa), idzie do więźnia, aby go przesłuchać. Wszystkie procedury chyba przy tym są łamane (logika już siadła dawno w tym filmie, o ile w ogóle jakaś była) i pozwalają jej porozmawiać z osadzonym, a także go rozkuć i wszystko inne co tam sobie chce. On jej mówi klasycznie, że nie ma pojęcia o co chodzi, że jest niewinny i w ogóle dajcie mu spokój, po czym jak dowiaduje się, że zabrali mu brytyjskie obywatelstwo, to się na nią rzuca i zostaje spacyfikowany przez ochronę.

Analityczka roztrzęsiona wybiega na dwór wraz ze swoim bodygardem, po czym mówi mu, że temat jest naprawdę mega pilny itp. i zdradza mu część tych super tajnych informacji, o których wcześniej nie mówiła, dodając, że za wszelką cenę, muszą go zabrać do USA. Gość jej mówi, że rozumie i jego misją jest eskorta jej wraz z więźniem, więc w jego wyjęcie z celi nie będzie się angażował, ale jak ona z nim wyjdzie, to wtedy uznaje sprawę za rozwiązaną i ruszają dalej z wypełnieniem swojej misji. Ta więc babeczka idzie sobie do budynku i... zaczyna się film. (BTW - to było chyba pierwsze 15 minut).

Rozpierducha na całego

Jak tylko babeczka weszła do budynku, to pod bramę podjeżdża jakiś Star, czy inna wojskowa ciężarówka, i słychać rozkazy rzucane przez wartowników, aby wyłączyć silnik itd. itp. Równolegle pojawia się dialog między bohaterami z eskortującej drużyny, że nie było w planach żadnych transportów, że co to za ciężarówa i że w ogóle coś nie tak, więc włączają tryb czujki i ustawiają się na wyznaczone pozycji (cóż za intuicja! - inni obecni na terenie, ci doświadczeni w  lokalnych procedurach, dalej zupełnie nic).

A przy wjeździe… dalej słychać te same krzyki i rozkazy, po czym padają strzały w kierunku kierowcy i ciężarówka rusza dalej taranując bramę i wszystko co ma po drodze. Kiedy drugi pasażer zostaje zastrzelony, ciężarówka staje i jak gdyby nigdy nic, padają polecenia wśród wartowników w stylu "zerknij co jest na pace". No kurde - kto doradzał w kwestii scenariusza tego filmu? Ludzie zginęli, nieautoryzowany pojazd wbija się na teren tajnej bazy, a tutaj gość ma sprawdzać pakę pojazdu.

Co może pójść nie tak? Oczywiście wszystko, co każdy luźno myślący człowiek może przewidzieć. Zaraz po odsłonięciu paki padają strzały, żołnierz ją sprawdzający pada na ziemię, a z pojazdu wysypują się dziesiątki bojowników. A może i setki. Trudno powiedzieć, bo cały czas pojawiali się nowi, i właściwie padło ich tyle w tym filmie, że trudno było zliczać na bieżąco. Bojownicy świetnie przygotowani, bo bazę opanowali w kilka minut zabijając prawie wszystkich, których mieli na drodze i przy okazji wysadzając śmigłowiec, którym nasza ekipa przyleciała. Wszyscy przedstawieni dotychczas bohaterowie lądują zatem w jedynym niezdobytym miejscu w bazie i tam się barykadują, czekając na cud w postaci wezwania wsparcia. Ale... łączność nie działa! A żeby zadziałała, to trzeba ręcznie coś tam poprzestawiać w budynku kontroli, który jest w zupełnie innym miejscu bazy. No to nasz główny marine wpada na pomysł, że pójdzie tam samodzielnie i temat ogarnie. Wychodzi przez kanał wentylacyjny (serio?), o którym nikt nie wiedział i ogarnia temat zabijając nożem kolejnych kilkunastu bojowników.

Jakoś tam temat pozałatwiał, ale aby było ciekawiej, równolegle mamy pokazany wątek rozmowy bojowników o ich misji, wartościach, religii czy dziewicach w niebie, po czym przekonują jednego co by założył pas szahida, tj. kamizelkę wybuchową i poszedł ogarnąć temat z tymi zabarykadowanymi w budynku, bo fajnie by było się wreszcie do nich dostać. Poza tym jest też kolejny wątek rozmowy w "bunkrze", że to wszystko dzieje się przez tego typa, po którego przyleciała analityczka, więc trzeba go oddać, albo zabić, to ci źli terroryści sobie pójdą i zostawią ich w spokoju. I mówią, a raczej wykrzykują to w nerwach dwie najważniejsze osoby w bazie, przeszkoleni pracownicy CIA (w tym wspomniany wcześniej ambitny szef całego więzienia). Co za bezsens i niespójność w budowie osobowości bohaterów...

W między czasie nasz bohater wraca do bunkra (tą samą drogą, czyli przez kanał wentylacyjny), zaś chłopaki, co zrobili cały ten nalot na bazę, wypuszczają typa w kamizelce, aby się wysadził w korytarzu, który tak pilnie pilnowany był przez dwóch (dwóch!) żołnierzy z eskorty. Co prawda równie dobrze można było po prostu rzucić tą kamizelką, ale po co? Lepiej jak ktoś z nią pobiegnie... Nieważne. Pobiegł, wysadził się i przy okazji całe pomieszczenie, więc właściwie wszyscy giną poza naszym głównym marine i więźniem. Nawet analityczkę szlag trafił, ale ostatnim tchnieniem powiedziała swojemu bohaterowi, że żona więźnia jest w ciąży i to jest na niego hak, aby wszystko im powiedział. (czujecie to napięcie i zwroty akcji?)

Finał

Więzień (ten torturowany od tygodni) okazuje się, że ma ze wszystkich najwięcej siły i nawet spadający gruz z rozwalonego pomieszczenia nie jest mu straszny, ucieka z budynku, więc marine idzie go szukać i chronić przed zabiciem przez bojowników (bo okazuje się, że taki jest ich cel, co by tamten za dużo nie zdradził Amerykanom, poważnie…). I ponownie mamy jatkę i śmierć kolejnych kilkunastu, albo i nawet więcej typów, co to się wysypało na początku ze Stara.

Po tym wszystkim zostają nam już tylko przywódca bojowników, marine i więzień (wszyscy inni tj. "everyone!" - jak to mówił Gary Oldman w Leonie zawodowcu, są już dead!). Następuje więc finalna walka, gdzie ten pierwszy ginie z rąk drugiego, a trzeci ucieka i mówi drugiemu, żeby dał mu już spokój, bo go zastrzeli. I nagle, zupełnie znikąd pojawia się szef całej bazy (myślałem, że nie żyje - więc jednak nie wszyscy dead) i chce zabić więźnia, bo ten cały syf, który tutaj powstał, był właśnie przez niego. Ale marine staje między nimi, mówi, że nie, bo musi wykonać swoje zadanie i przetransportować go do USA. Informuje też więźnia, że jego żona jest w ciąży i musi do niej lecieć, bo... tak się składa, że jest ona w USA. Tamten się waha, ale w końcu mu wierzy i idą do śmigłowca, bo akurat przyleciało wsparcie. Szef więzienia więc sobie odpuszcza, wyciąga paczkę fajek i całym sobą zaciąga się, po tym niezwykle trudnym poniedziałku... Koniec.

Wydaje mi się, że całkiem podobnie mógł wyglądać scenariusz tego filmu, bo raczej nic nie pominąłem, poza oczywiście dialogami. Ale te były tak denne, że najprawdopodobniej nie było ich nawet w scenariuszu i po prostu aktorzy musieli coś tam gadać, byleby pasowało do odgrywanej sceny. I na poczekaniu właśnie wszyło to, co wyszło.

Film zatem jak widzicie jest wybitnie słaby i nie wniesie nic nowego do Waszego życia. Fani gier typu Modern Warfare, czy też uprawiacze ASG CQB na pewno znajdą w nim coś ciekawego, bo praca kamery w niektórych miejscach, a szczególnie w budynkach jest naprawdę ciekawie ogarnięta. Ale to wszystko. Zdecydowanie nie polecam. To, że nie rozumiem dobrania tytułu do tej produkcji, to już jedynie formalność, bo strzałów było w nim tysiące. No chyba, że chodziło o znaczenie "one shot", jako ujęcie kamery - no to wtedy już trochę lepiej...

Aż osadzę jeszcze trailer, a co mi tam. ;)

Inne wpisy
Serial do polecenia: Stary człowiek
9
listopada 2022
Serial do polecenia: Stary człowiek
Kolacja w restauracji The Rock na Zanzibarze... i kilka innych atrakcji
28
sierpnia 2018
Kolacja w restauracji The Rock na Zanzibarze... i kilka innych atrakcji