Film na wieczór:

Film na wieczór: "Ostatni Klient" - thriller po duńsku

20 listopada 2023
20
listopada 2023

Niedawno trafiłem na całkiem ciekawy film - "Ostatni klient". Ciekawy na tyle, że na filmwebie dałem mu ósemkę (czyli bardzo wysoką notę). Film na czas pisania tej recenzji ma średnią 6,2, tak że jakby co, to jestem jednym z tych 40% odbiorców, którzy ocenę zawyżają. Ale jakby odjąć frustratów, którzy dali mu 1 i 2 (bo tego za jakiś racjonalny wskaźnik brać na pewno nie można), to nagle wyjdzie, że jednak film wskakuje na siódemką, czyli naprawdę zacnie.

Film interesujący z kilku powodów. Po pierwsze to duńska produkcja, a jak wiadomo te skandynawskie zawsze charakteryzują się dość specyficznym klimatem i grą aktorską, co ja akurat uważam za duży plus - przede wszystkim dlatego, że nie są tak oczywiste i szablonowe jak produkcje z Hollywood. Podobnie z resztą jest z kinematografią niemiecką. Przyznam, że to też jeden z niewielu filmów, gdzie pod koniec miałem efekt - "o, serio?", ale w tym pozytywnym wydźwięku. Czyli założyłem już sobie pewnego rodzaju zakończenie i po poszczególnych scenach oraz zwrotach akcji oczekiwałem jedynie aż ono nastanie - a tu… niespodzianka. Niby to, co chciałem zobaczyć, ale jednak z miłym bonusem. Za to plus dla reżysera.

O czym jest "Ostatni klient"?

Film przedstawiony jest jako thriller, ale dla mnie to coś więcej. Thriller oczywiście tak, ale zdecydowanie psychologiczny. Trochę filozofii też się znalazło, gdzie całkiem ciekawie poruszono kwestie odpowiedzialności za winę oraz sprawiedliwość. Szukając drugiego dna, można by też się zastanowić, czy autor nie chciał w jakiś sposób uzasadnić słuszności aborcji, która postawiona jest w opozycji do niekochanych, a przez to całe życie nieszczęśliwych, dzieci. Nie wiem… być może nadinterpretacja, jednakże rozkminki i uczynki "tej złej" postaci z filmu dość mocno o ten obszar zahaczają.

Fabuła filmu wydaje się dość prosta, bo opiera się na relacji lekarz-pacjent, gdzie ten drugi oczekuje od pierwszego wyleczenia. A skoro thriller psychologiczny, to wiadomo, że w miejscu lekarza mamy psychologa (i to nie byle jakiego, bo prawdziwego guru w swoim kraju), a w miejscu pacjenta - personę, która ewidentnie ma problemy ze swoją egzystencją, bo twierdzi, że nawet śmierć nie jest dla niej rozwiązaniem. To tak w dużym uproszczeniu. "Wyleczenie" zatem wchodzi tutaj wchodzi na poziom oczyszczenia.

Fundamentem fabuły nie jest zatem akcja czy mnogość wątków, lecz konkretny problem do rozwiązania, w którym uczestniczą dwie osoby z różną motywacją - odkrywaną w kolejnych etapach filmu. Napięcie też jest budowane odpowiednio choć… pamiętajmy, że to skandynawska produkcja. ;) I chyba nic więcej tutaj napisać nie mogę, bo w przypadku tego typu scenariusza, byłoby to już zapewne spoilerowanie, a tego uczynić nie mogę, bo myślę, że film warto obejrzeć i mieć odskocznię od wspomnianego wcześniej Hollywood'u.

Aktorzy grający w "Ostatni klient" nie zaliczają się do jakichś znanych osobistości, ale z drugiej strony - gdyby jakiemuś Duńczykowi puścić niektóre nasze rodzime filmy, to zapewne stwierdziłby to samo. Niezależnie od tego, czy znani czy nie, do granych przez siebie ról zostali dobrani prawidłowo. Szczególnie czarny charakter, który ma taką aparycję, że idealnie wpasował się w graną przez siebie postać - właściwie to nie wiem, czy on taki jest też w normalnym życiu, czy tak dobrze się dostosował…

W przypadku thrillerów i kryminałów szczególną uwagę przykładam do spójności akcji i realiów z "życiem codziennym". Tutaj pojawiły się trzy takie rozjazdy, które trochę kaleczą "idealny plan" scenariusza, ale finalny efekt i wspomniane wcześniej "o, serio?" wybaczają te niedociągnięcia. Poza tym pytanie, czy występuje to tylko w scenariuszu, czy również w fabule powieści (tak, scenariusz powstał na podstawie książki i z przyjemnością bym ją przeczytał, gdyby nie to, ze znam zakończenie ;)) - bo być może w książce jest wszystko prawidłowo, a te niedopatrzenia pojawiły się jedynie przy produkcji filmowej. Tak np. jest we wszystkich adaptacjach filmowych powieści Jo Nesbo, które z książkami mijają się całkowicie, i to pomimo, że sam autor książek uczestniczył przy ich powstaniu… - jak do tego doszło, nie wiem.

Jednym słowem - dobry film na wieczór, choć dla niektórych może wydawać się dość ciężki.

Inne wpisy
To jak to jest z tą Barceloną?
5
października 2015
To jak to jest z tą Barceloną?
Odpływ i wyprawa w głąb oceanu, pierwsze drinki i chill out
2
kwietnia 2018
Odpływ i wyprawa w głąb oceanu, pierwsze drinki i chill out